sobota, 26 maja 2012

Myśli Nieistotne: Jak to się zaczęło...

  Witajcie, cześć i czołem. Tytułem dzisiejszego wpisu chciałem oczywiście nawiązać do początków swojej przygody z planszówkami. Tak. Dziś będzie nudno. Chciałbym wam tym samym przybliżyć nieco moją osobę, moją historię. Historię nieco inną od tych, o których można przeczytać w większości tego typu publikacji. No, ale od początku.
  Planszówki towarzyszą mi już od najmłodszych lat. Pierwszą grą, jakiej nauczył mnie mój dziadek, były szachy. Tak. Miałem wtedy, chyba, około 6 lat. Oczywiście pojęcie zasad to jedno, a umiejętna gra to drugie. Przez długi okres czasu nie pamiętałem nazw figur. Wygrać z dziadkiem udało mi się dopiero po kilku latach. Niemniej ciepło wspominam każdą porażkę, każdą partię. Tak samo jak wspólną grę w karty.
  Oczywiście takie rzeczy jak domino, młynek, warcaby i inne pierdoły również się przewijały. Pamiętam, że rozpracowałem wtedy "samotnika" (z czym obecnie mam dość duży problem).
  Później nastąpiła kilkuletnia przerwa w zabawie. Gry "papierowe" powróciły dopiero w gimnazium. Wraz z rozwojem mego zainteresowania tematyką mangi, anime oraz nagłym przypływem pokemonów do polski zacząłem grywać w popularną (nie tylko wtedy, lecz  nawet i dziś) Pokemon CCG. Ludzie. Ile ja kasy na to wydałem. No dobra, nie aż tak dużo, ale jednak. A partii ogromną ilość stoczyłem. Nawet w jakieś ligi się bawiłem.
  W tym też okresie dostałem Ryzyko. Magia. Ilość figurek. Nigdy wcześniej nie widziałem tego typu gier planszowych. Ryzyko miało swoje pięć minut.
  W technikum przyszedł czas na Magica. Taaak. Tutaj już faktycznie sporo pieniędzy poszło. Talie, boostery, wymiany. Szaleństwo. Do dziś mam wszystkie karty. Tylko jedno mnie bolało cały czas. Ja gram generalnie dla czystej przyjemności. W związku z tym budowałem talie, grałem według tego co mi odpowiadało, a nie czysto wyliczonej skuteczności. Efekt... wiadomo. Fun był. Zwycięstwa też, chociaż rzadko. Najpiękniejszym okresem Magica był dla mnie okres dodatków Scourge, Onslaught i trzeci z bloku... nie pamiętam już nazwy. Po nich przyszła nowa edycja. I cóż. Dla mnie magia prysła.
  Nagle jednak, niemal znikąd, pojawiły się gry planszowe. Nowoczesne gry planszowe. Jako, że grywam niemal we wszystko co można nazwać "grą", wiele czasu poświęcałem również grom komputerowym oraz... rpg. Tylko dzięki temu zainteresowałem się na nowo planszówkami. Dwa fakty. Wydanie Neuroshimy Hex i recenzja World of Warcraft: the Boardgame w CD:Action. 
Neuroshima Hex przyciągnęła mnie przez oczywisty związek z systemem rpg. Wtedy to jeszcze była pierwsza edycja z hexagonalną planszą. To była moja pierwsza nowoczesna gra planszowa. Zupełnie inne doznanie. Nie jacyś tam Osadnicy z Catanu (z całym szacunkiem dla tej pozycji). Tylko czyste, krwiste mięso, podbudowane klimatem bardzo ciekawego systemu.
  Recenzja WoW'a (bardzo adekwatny skrót) natomiast wywołała... cóż, ogromne wrażenie. Miłośnik rpg'ów czyta recenzje potężnej gry planszowej z mnóstwem elementów, która tak w zasadzie jest rpg na planszy. Przez długi czas chciałem tę grę mieć. Ubiegł mnie znajomy. Gra jest świetna. Szkoda tylko, że tak rzadko mamy okazję w nią zagrać. 
  Wtedy to też narodziła się  "Wielka Czwórka", o której możecie poczytać w jednym z poprzednich artykułów z cyklu "Myśli Nieistotne". Nie zdobyłem tych gier wtedy oczywiście, jednak to właśnie te tytuły były tymi, które w owym czasie chciałem zdobyć/ograć najbardziej.
  Moją drugą grą był... uwaga... Wiochmen Rejser. Zabawy co nie miara. Również pierwsza edycja. Drugiej edycji nie czułem już potrzeby kupować, a Wiochmen Wesele... pomińmy milczeniem
Dziś... dużo więcej gier, dodatków. Zarówno tych tylko zagranych jak i tych posiadanych. Mimo, iż nabyłem nową edycję Neuroshimy wraz z dodatkami to nadal, z sentymentu posiadam pierwszą edycję. Wiochmen również leży i czeka, aby znów się nim pobawić. 
  Uff. Nieco chaotycznie, wiem. Takie już jednak są "Myśli Nieistotne". Pozdrawiam was bardzo serdecznie. Chętnie poznam historię każdego z was, jeśli tylko zechcecie mi ją kiedyś opowiedzieć. 

P.S.
Drugą grą planszową jaką kupiłem, pierwszą duża grą i zarazem pierwszą z "Wielkiej Czwórki" był Doom.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz